Jerzy Konieczny, 09.02.2018
W dziedzinie tradycyjnych metod identyfikacji kryminalistycznej, takich jak daktyloskopia, badanie pisma ręcznego, mechanoskopia czy traseologia, wyróżnić można dwie grupy poglądów, dzielących teoretyków i praktyków. Do pierwszej należą reprezentanci paradygmatu tradycyjnego. Ich zdaniem możliwa i metodologicznie poprawna jest kategoryczna identyfikacja indywidualne w opiniowaniu eksperckim. Grupa druga to zwolennicy podejścia probabilistycznego, uważająca paradygmat tradycjonalistyczny za metodologicznie błędny. Należę do drugiej grupy i chciałbym tu wskazać na pewną niekonsekwencję reprezentantów obozu pierwszego.
Wśród tradycjonalistów także istnieje zniuansowanie poglądów. Radykałowie bez zastrzeżeń wyznają religię indywidualizacyjną, popierając i/lub praktykując kategoryczną identyfikację indywidualną. Tradycjonaliści umiarkowani godzą się natomiast z istnieniem obszaru niepewności w opiniowaniu kategorycznym, ale – i to jest najważniejszy punkt ich programu – w przypadkach, gdy metodyka badań pozwala na wydanie opinii kategorycznej, prawdopodobieństwo błędu, albo ogólniej: obszar niepewności opinii, jest tak mały, że można go pominąć. Pomijalność (a czasem, jak mówią, praktyczna pomijalność) awansuje więc do roli złotego cielca, ekskulpującego z grzechu indywidualizacji.
Jest jasne, że bez pomijalności tego czy owego nie da się ani uprawiać nauki, ani w ogóle żyć. Pomijalność w ekspertyzie również jest stosowalna, trzeba jednak najpierw znaleźć odpowiedź na dwa pytania: co mianowicie pomijamy oraz, kto jest upoważniony do podjęcia decyzji o pominięciu. W umiarkowanym wariancie podejścia tradycyjnego przedmiotem pominięcia jest prawdopodobieństwo błędu w opinii. Tradycjonalista umiarkowany rozumuje następująco: owszem, jest jakieś prawdopodobieństwo tego, że moja opinia jest błędna, ale jego wartość jest tak mała, że nie warto o niej wspominać. I opiniuje, indywidualnie i kategorycznie. Jest to oczywiste nadużycie, ponieważ mogę coś pominąć dopiero wtedy jeśli wiem co pomijam. Innymi słowy – obowiązkiem eksperta jest podanie wartości prawdopodobieństwa błędu opinii, czyli obszaru jej niepewności. Bez tego opinia jest niepełna i niejasna, a jej wartość jako środka dowodowego – żadna. Truizmem jest przypominanie, iż istnieją sposoby ścisłego wyrażania owej niepewności, czyli określania siły dowodowej opinii.
Drugą kwestią jest wskazanie podmiotu, właściwego do swoistego „pominięcia” obszaru niepewności. Otóż nie jest nim biegły. Może nim być tylko organ procesowy rozstrzygający sprawę, krótko mówiąc – sąd. To właśnie dlatego w nowoczesnych ujęciach kryminalistyki mówi się, że identyfikacja kryminalistyczna, być może indywidualizująca np. pochodzenie śladu, jest decyzją sądu.[1]
Sprawa jest ważna i aktualna, ale też … trochę dziwna. Weźmy słowa profesora Tadeusza Widły: „(…) w świetle obowiązującego obecnie paradygmatu naukowego wszelkie poznanie empiryczne jest niedoskonałe – skażone immanentnymi metodom złudzeniami poznawczymi i niedoskonałościami interpretacyjnymi. (…) Każdy (…) powinien być świadom tych założeń.”[2] Są to słowa święte, więc implemetuję je do swojej świadomości. Dalej profesor, udzielając wskazówek co do wyboru przez biegłego metody badawczej, pisze: „(…) biegły powinien (…) dane o ryzyku błędu I i II rodzaju przekazać decydentowi na użytek oceny dowodu.”[3] Są to słowa jeszcze bardziej święte, więc bezwarunkowo umieszczam je również w świadomości. Potem jednak możemy przeczytać, że biegli mają do dyspozycji „pokaźną skalę słowną, umożliwiającą wyrażenie przekonania, jakie wyrobili sobie po poddaniu ocenie rezultatów badań. Najczęściej stosowana skala obejmuje: – pozytywne wnioski stanowcze, zwane także kategorycznymi (jednoznacznie pozytywnie rozstrzygające). Podejmuje się je gdy znaleziono dostateczną ilość zgodności o dostatecznej mocy perswazyjnej – i żadnej różnicy.”[4]
I tu moja świadomość zaczyna się niepokoić. W porządku, ktoś (biegły) znalazł czego szukał w badanym materiale i … opiniuje kategorycznie ? A gdzie wiedza o ryzyku błędu ? Gdzie zatem informacja służąca ocenie dowodu ? Czegoś tu nie rozumiem. Trochę też szkoda, że prof. T. Widła posłużył się wyświechtanym zwrotem „dostateczna ilość”. Pytanie o wartość owej ilości to, jak piszą niektórzy, magiczne pytanie kryminalistyki. Nie da się bez magii ?
Pozostańmy jeszcze chwilę przy „Ekspertyzie sądowej”. PT Redaktorzy umieścili we Wstępie taką wypowiedź „(…) zmiana paradygmatu w postaci odejścia od wydawania opinii kategorycznych może być drogą długą i wyboistą (…)”. Zastanawiam się nad sensem umieszczenia tej uwagi i przychodzę do wniosku, że w ten delikatny sposób M. Kała, D. Wilk i J. Wójcikiewicz dają do zrozumienia, że niektórzy spośród autorów „Ekspertyzy…” trwają mentalnie w paradygmacie archaicznym. I sami PT Redaktorzy, powołując się na M. Plancka, piszą że szansą na zmianę jest wymarcie zwolenników starej szkoły lub ewentualnie jakiś „inny sposób”. Może wobec tego warto wskazać maruderów ? Sprawę da się załatwić jednym przypisem, umieszczanym po nazwisku tradycjonalisty. Przypis mógłby brzmieć „w oczekiwaniu na zgon Autora lub na zmianę jego poglądów”.
————————————————————————————————————————–
[1] Trochę piszę o tym w: J. Konieczny, Identyfikacja kryminalistyczna, EuroPrawo, Warszawa 2017.
[2] T. Widła, Metodyka ekspertyzy, (w:) M. Kała, D. Wilk, J. Wójcikiewicz (red.), Ekspertyza sądowa. Zagadnienia wybrane, Wolters Kluwer, Warszawa 2017, s. 29.
[3] Tamże, s. 35.
[4] Tamże, s. 38.
0 komentarzy