Rafał Prabucki, 09.02.2018
Czym jest dPLN? Mała literka „d” od angielskiego digital i PLN, które jest skrótem zgodnym z normą techniczną ISO 2417 (standardy, z których wynikają trzy literowe skróty walut) dla polskiego złotego, jest de facto projektem prywatnego przedsiębiorstwa – dokładnie to spółki Blockchain Technologies Sp. z o. o. Koncepcja jest schedą niezrealizowanego pomysłu zgłoszonego w trakcie pracy strumienia „Blockchain/DLT i Waluty Cyfrowe”, który jest częścią projektu Ministerstwa Cyfryzacji „Od Polski papierowej do cyfrowej”. „Theter PLN” (lub też „Token PLN”) nie wyszedł poza ramy idei. Projektu nie zaczął też realizować Polski Akcelerator Technologii Blockchain (dalej PATB) – jest to inicjatywa prywatna. Sam PATB działał pod patronatem Ministerstwa Cyfryzacji. Po odejściu minister Anny Streżyńskiej i wybuchu afery medialnej związanej z dPLN patronat cofnięto.
O samej koncepcji – od strony technicznej – niewiele wiadomo. White paper, czyli opis przedsięwzięcia, nie jest dostępny. Sami twórcy skupieni w PATB ujawnili, że opracowywana waluta cyfrowa miałaby mieć przelicznik 1:1 względem złotego, aby nie powstała na niej bańka spekulacyjna. Przypuszcza się też, że będzie korzystała z rozwiązań, które znamy z pracy Satoshiego Nakamoto – A Peer-to-Peer Electronic Cash System. Biorąc pod uwagę profil działalności PATB, cyfrowa waluta tworzona pod szyldem osób z nim związanych najprawdopodobniej powiązana byłaby z technologią łańcucha bloków (blockchain) i to zapewne rozumianą, jako niezaprzeczalną bazę danych (tak, jak w przypadku Bitcoina).
W kryminalistyce bardzo ważna jest informacja. Technologia łańcucha bloków pozwala – tak jak to jest w przypadku innych kryptowalut, szczególnie Bitcoina – na powstawanie ogromnych baz danych z zapisanymi transakcjami (nowością w niektórych takich kryptowalutach jest możliwość programowania inteligentnych umów w blokach, co niewątpliwie jest dodatkowym źródłem informacji, ale i tematem na oddzielny wpis). Informacje zapisywane są wedle odpowiedniego schematu. Ich istotą są bloki. Bloki te łączą się w łańcuchy. Każdy blok posiada nagłówek, który odwołuje się do poprzedniego bloku. Odpowiednio wypracowane rozwiązanie kryptograficzne zabezpiecza łańcuch tak, że każdy nowy blok odwołuje się do poprzednika. Korekta bloku wchodzącego w skład łańcucha oznaczałaby konieczność zmiany wszystkich jego następców. Niewątpliwie ciekawy jest zatem fakt, że taka baza z informacjami o transakcjach sama w sobie jest szczególnym dowodem cyfrowym. Jej wyjątkowość wynika z faktu braku możliwości manipulacji informacją w blokach. Teoretycznie taka operacja byłaby możliwa, ale praktycznie w rozwiązaniach takich jak Bitcoin, na chwilę obecną jest ona bardzo trudna do przeprowadzenia.
Bardzo prawdopodobne jest, że również i token PLN (niezależnie od tego, czy mówimy o dPLN, czy o jakieś innej koncepcji) działałby w podobny sposób. Przy czym, różnica byłaby jednak taka, że przy wsparciu instytucji rządowych można byłoby kontrolować kto i na jakiej zasadzie zyskał dostęp do tokenów. Podstawowym pytaniem jest tutaj KTO? Konkretniej: kto wysłał, kto odebrał. Na pozostałe pytania organy wyposażone w funkcje kontrolno-nadzorcze znajdą odpowiedź w bazie stworzonej przez łańcuch bloków (kiedy, na jaki adres [adres e-protfela, czyli odpowiednika konta bankowego], jaka ilość). Bardzo istotne jest zatem wprowadzenie zaufanej trzeciej strony. Dla Bitcoina jest to wręcz niemożliwe do zrealizowania, ponieważ jest to byt globalny rozwijający się z pełnym dostępem dla każdego, kto chciałby partycypować w jego rozwoju (posiadacz, górnik, deweloper, osoba lub podmiot wymieniający bitmonety na waluty).
Ponadto Bitcoin korzysta z najbardziej zaawansowanych rozwiązań w dziedzinie kryptografii[1]. Równie bezpieczne środki stosuje się w tradycyjnej bankowości[2]. Bitcoin dla samego użytkownika jest jednak bardziej atrakcyjny. Głównie dlatego, że algorytm – w przeciwieństwie do człowieka – nigdy nie odrzuci transakcji. Pomimo iż, ujawni fakt jej zaistnienia – będzie dbał o prywatność (nie poprosi użytkownika o jego dane). Nie ma dla algorytmu znaczenia kto zakłada e-portfel i po co. Ponadto dba o bezpieczeństwo użytkownika poprzez ochronę integralności danych oraz uniemożliwienie podwójnego wydania tej samej jednostki. Dlatego teraz – w przypadku Bitcoina i jemu podobnych – tak istotne są platformy wymiany. Pełnią one rolę punktu kontrolnego, gdzie można kogoś zidentyfikować. Stąd narodowa kryptowaluta wydana przy wsparciu narodowego banku centralnego byłaby kluczowa – odpowiednio opracowane przepisy pozwalałyby kontrolować podmioty dystrybuujące e-portfele oraz zajmujące się wymianą.
Po co więc przekreślać dPLN (albo inny podobny twór)? Własna narodowa kryptowaluta to szanse na przyciągnięcie nowych inwestorów i stworzenie czegoś atrakcyjnego względem Bitcoina. Powstanie „pieniądza internetu” było od początku jasne. W 1997 roku na łamach American Law Review pracownicy NSA (akronim od National Security Agency) rozważali kwestie bezpieczeństwa związane z powstaniem tokenów na potrzeby sieci Internet[3]. Teraz należy zastanowić się, jak wykorzystać szanse i wyeliminować zagrożenia wynikające z faktu, że teoretyczne założenia dotyczące e-coina stały się ostatecznie faktem.
————————————————————————————————————————–
[1] M. Srebrny, Kryptografia Bitcoina, „Cyfrowa Ekonomia” – https://www.youtube.com/watch?v=mxd5yzPVgcE&t=46s [materiał wideo; dostęp: 20.01.2018]
[2] Tak uważają naukowcy z University of Cambridge Judge Buisness School prowadzący centrum finansów alternatywnych – https://www.jbs.cam.ac.uk/faculty-research/centres/alternative-finance/ [dostęp: 24.01.2018]
[3] L. Laurie, S. Sabett, J. Solinas, How to Make a Mint: The Cryptography of Anonymous Electronic Cash, American University Law Review 46, nr 4 (Kwiecień 1997): s. 1131-1162.
0 komentarzy