Jerzy Konieczny, 04.03.2018

 

Wygląda jakbym reklamował swoją „Identyfikację kryminalistyczną”[1] i może trochę tak jest, ale zostałem skrytykowany, więc mogę, a nawet powinienem się bronić. Spotykam Kolegę[2], powiada że bardzo pobieżnie przejrzał książkę i ma uwagi. Widzimy się przelotnie, czyli nie ma czasu na uzasadnianie uwag, o co trudno mieć pretensje. Kolega jest bardzo doświadczonym biegłym, uprawiającym tradycyjne dziedziny ekspertyzy kryminalistycznej, zatem jego głosu nie wolno lekceważyć, a przedstawiona przezeń argumentacja jest warta poznania. Słowa Kolegi przytaczam możliwie najdokładniej i dodaję swoje odpowiedzi.

(Kolega): Wymagania są mocno wyidealizowane.

(Autor, czyli ja): Rozumiem, że chodzi o wymagania pod adresem nowoczesnego paradygmatu ekspertyzy kryminalistycznej. Nie wiem jak interpretować „wyidealizowanie”, ale czuję, że nie jest to komplement. Zakładam więc, że rozmówca zarzuca mi przesadny poziom abstrakcji rozważań. Jeśli to założenie jest trafne, to tylko się cieszę, wszak im wyższy poziom ogólności teorii, tym lepiej (co oczywiście nie oznacza jej prawdziwości, ale to inna kwestia). Zarzut „wyidealizowania” może też  dotyczyć języka analiz. Rzeczywiście, poddałem krytyce i odszedłem od (ciągle tu i ówdzie dominującego) stylu ojców-założycieli kryminalistyki z przełomu XIX i XX wieku. Czy posłużenie się językiem aktualnej kultury metodologicznej jest wadą ?

(K): Wymagania są oderwane od rzeczywistości.

(A): Tu zgoda, atoli częściowa, należy bowiem uściślić o jaką rzeczywistość (czy raczej jej fragment) chodzi. Jeśli o tę konserwatywną, jak starałem się pokazać – zacofaną i szkodliwą, to moje oderwanie liczę w rząd życiowych sukcesów.

(K): Wielu dziedzin kryminalistyki nie da się zobiektywizować do poziomu DNA.

(A): Da się, oczywiście z uwzględnieniem specyfiki badanych cech. Wiele już zrobiono, ale ciągle wymaga to ogromnej pracy, która czeka współczesną kryminalistykę. Czy ENFSI, zarządzając obowiązkową (od roku 2020) implementację ilorazu wiarogodności do interpretacji wszystkich ekspertyz, dobrowolnie strzela sobie w stopę ?

(K): Można wykorzystywać protezy matematyczne/statystyczne, które wcale nie muszą być wiarogodne.

(A): Nie można, jeśli nie są wiarogodne. Zresztą „protez” (?) w ogóle nie można, a co więcej, nie ma żadnej potrzeby ich wykorzystywania. Co innego natomiast jeśli chodzi o poprawnie zbudowane i ciągle doskonalone modele matematyczne/statystyczne. Bez takich modeli nie mielibyśmy tomografu, samolotu odrzutowego, poczty głosowej i innych drobiazgów. Dlaczego ekspertyza ma pozostać zabytkiem z czasów króla Ćwieczka ?

(K): Dobry stolarz nie potrzebuje wielkich teorii.

(A): Czyżby ? Dobry stolarz potrafi zmierzyć to i owo, czyli zaangażować geometrię Euklidesa. Jeśli jego produkty są użyteczne (np. samodzielnie stoją na podłodze), to wykorzystał m.in. prawo powszechnego ciążenia. Jeśli owe produkty znalazły nabywców, to niewątpliwie wziął pod uwagę teorie marketingu. Oczywiście, wszystko to w zakresie niezbędnym do wykonywania dobrej roboty, ale jednak. Pójdźmy krok dalej i załóżmy, że nasz stolarz chce być jeszcze lepszy i pragnie wzbogacić swoją ofertę o meble odbiegające w górę od standardu prostej deski, dekorując je, powiedzmy, motywami roślinnymi. Może wtedy posłużyć się, sterowaną komputerowym programem graficznym, obrabiarką wieloczynnościową do drewna. By tak się stało, musi wiedzieć po co ta obrabiarka, jak ona pracuje i na czym polega jej użyteczność. Czy jednak musi znać dokładnie teorie, będące podstawą działania tego urządzenia ? Nie !!! Od tego są inni specjaliści, którym jednak stolarz musi umieć powiedzieć czego potrzebuje. Jak wiadomo, nikt nie jest samotną wyspą, nawet dobry stolarz. A dlaczego, w dobie powszechnej  interdyscyplinarności, taką wyspą chce być biegły ?

(K): Obawiam się, że nie da się jej [ekspertyzy – JK] ujednolicić wg jednego wzorca.

(A): Obawa jest płonna, da się. Szlak (owszem, długi i trudny) do tego celu prowadzi przez zastosowanie reguł prawdopodobieństwa. Oczywiście, można z tych reguł nie korzystać, co jednak jest prostą drogą do porażki; rozumowania, prowadzone w warunkach niepewności, a nie uwzględniające praw prawdopodobieństwa są samounieważnialne. Czy nie czas skończyć z wystawianiem się na ciosy ?

(K): Stosowane na siłę narzędzia matematyczne mogą tylko stwarzać pozory obiektywizacji.

(A): To teraz odpowiedź trochę dłuższa. Żyje sobie pewien ekspert, powiedzmy, daktyloskopii (albo badań pisma ręcznego, albo mechanoskopii, albo tp.). Ekspert jest racjonalny, w tym sensie, że żywi (wcale nieodkrywcze, również w kryminalistyce) przekonania, że nie ma empirycznych metod niezawodnych i że nie ma też ekspertów nieomylnych, za co mu chwała. Więc wykonuje przydzieloną mu ekspertyzę, korzystając ze świetnie opanowanej metody, ale … jako człowiek odpowiedzialny, chce wiedzieć, ile – poznawczo – warta jest jego praca. Formułuje dwie hipotezy: „badany ślad pochodzi od osoby X” oraz wobec niej konkurencyjną „badany ślad nie pochodzi od osoby X”. Czyta trochę tu i tam (a może i sam aranżuje jakiś eksperyment), i ustala, że metoda, z której korzysta, daje TP wyników poprawnych, gdy opinia brzmi „badany ślad pochodzi od osoby X”, oraz FP wyników niepoprawnych w sytuacji, gdy opinia brzmi tak samo. Ponadto ustala, że zastosowana metoda daje TN wyników poprawnych, gdy opinia ma postać „badany ślad nie pochodzi od osoby X”, oraz FN niepoprawnych, gdy opinia ma przytoczoną postać. Innymi słowy, ekspert ustala charakterystyczną dla swojej metody liczbę błędów I i II rodzaju. Teraz może sobie policzyć czułość zastosowanej metody, która wynosi TP/TP + FN. Może też policzyć jej swoistość, wynoszącą TN/FP + TN. Po wykonaniu tych (przyznajmy, karkołomnych) obliczeń, ekspert ma otwartą drogę do obliczenia ilorazu wiarogodności: jeśli jego opinia była „pozytywna”, wtedy LR = czułość/1 – swoistość, jeśli była „negatywna”, wówczas LR = 1 – czułość/swoistość.[3] Teraz wiadomo, która hipoteza i ile razy jest bardziej prawdopodobna od hipotezy konkurencyjnej; niczego więcej, uczciwie, nie da się w ekspertyzie porównawczej powiedzieć. Pytam więc na koniec: co w tej procedurze jest działaniem pozornym ? I co, do ciężkiej …, jest tu robione na siłę?

————————————————————————————————————————–

[1] Instytut Wydawniczy Europrawo, Warszawa 2017.

[2] Spotkanie jest czysto prywatne, w cztery oczy, więc oczywiście nie ujawniam jego nazwiska.

[3] Przepraszam, ale dla prostoty korzystam z Wikipedii: https://pqstat.pl/?mod_f=diagnoza; pobrano 4 marca 2018. W praktyce przedstawione obliczenia mogą być, w zależności od kontekstu, trochę bardziej skomplikowane.

.

1 komentarz

  1. Prof. UWM, dr hab. Jarosław Moszczyński

    Szanowny Panie Profesorze,
    Mój sms, na który odpowiedział Pan na blogu, nie był w żadnym stopniu wyrazem krytyki Pana świetnej książki, a jedynie pewnego dystansu do nowego paradygmatu kryminalistyki. Przede wszystkim chcę wyjaśnić, co może być zaskoczeniem, że jako fizyk jestem gorącym zwolennikiem możliwie najszerszego stosowania metod statystycznych w celu oceny wiarygodności wyników różnego rodzaju identyfikacji kryminalistycznych. Z drugiej strony, jako ekspert w zakresie daktyloskopii oraz badań pismoznawczych, a także traseologii, widzę dużą trudność, a w niektórych zakresach nawet brak możliwości takiego podejścia. Identyfikacja powinna składać się z dwóch podstawowych etapów: (1) stwierdzenia zgodności (lub jej braku) określonego zespołu cech śladu i materiału porównawczego oraz (2) oceny prawdopodobieństwa przypadkowego powtórzenia się tej konfiguracji cech (pochodzenia śladu z innego źródła). Klasyczne działy kryminalistyki zatrzymały się na pierwszym etapie, czego nie nazywałbym głębokim kryzysem kryminalistyki. Potrzebny jest jej dalszy rozwój. Moje odniesienie do dobrego stolarza, które należy rozumieć jako doświadczenie eksperckie, ma kapitalne znaczenie w kryminalistyce, zwłaszcza w odniesieniu do tzw. trudnych, mało czytelnych, zdeformowanych śladów. Złej interpretacji cech nie pomogą najbardziej wyrafinowane analizy statystyczne. Drugi etap wymaga zbudowania reprezentatywnych baz populacyjnych. I w niektórych dziedzinach jest to dość proste, np. w daktyloskopii bazy AFIS można wykorzystać, jako bazy populacyjne. Ale w przypadku pisma ręcznego sytuacja jest bardzo trudna. O ile struktura DNA jest niezwykle klarowna (4 różne cegiełki), to odmiany konstrukcji liter zmieniają się w zasadzie w sposób ciągły. Na potrzeby populacyjnej bazy trzeba więc dokonać znacznych uproszczeń. I jeśli już to zrobimy, to obliczenia statystyczne będą mało przydatne. Tym bardziej, że w identyfikacji pisma największą rolę odgrywają bardzo szczegółowe cechy, których nie sposób skatalogować. Na potrzeby badań pisma ręcznego dostępne są grafometryczne programy komputerowe, które umożliwiają obliczenie współczynników korelacji cech konstrukcyjnych np. kwestionowanego i porównawczego podpisu. Niedouczeni eksperci, których niestety nie brakuje, bazujący wyłącznie na wynikach uzyskiwanych za pomocą tych narzędzi, popełniają kardynalne błędy. Bo natura pisma jest znacznie bardziej złożona i tu potrzebny jest ten tradycyjny, doświadczony ekspert (dobry rzemieślnik). Dla doświadczonych ekspertów, te programy, acz przydatne, nie stanowią podstawy wnioskowania. To tylko kilka przykładów problemów, z którymi trzeba się mierzyć. Różne właściwości różnych obiektów, będących przedmiotem identyfikacji, wyznaczają granice stosowania metodyki złotego standardu – identyfikacji opartej na profilach DNA. Jeśli chodzi o sztywny termin narzucony przez ENFSI w kwestii wykorzystania ilorazu wiarygodności, to niedawno byłem na konferencji EAFS w Pradze, gdzie na jednym z paneli mówili eksperci o wykorzystaniu LR (ilorazu wiarygodności) w daktyloskopii. Koncentrowali się głównie na wyjaśnianiu „jak działa” LR. Kiedy zapytałem ich, jak będą obliczali prawdopodobieństwa przypadkowego powtórzenia się określonej konfiguracji cech (minucji), z zakłopotaniem odpowiedzieli, że na razie szacunkowo, bo LR trzeba wprowadzić (!).

    Panie Profesorze, gratuluję Panu książki, która, mam nadzieję wywoła debatę także w polskim środowisku kryminalistycznym i przyczyni się do obiektywizacji identyfikacji kryminalistycznej.

    Pozdrawiam serdecznie,
    Prof. UWM, dr hab. Jarosław Moszczyński